niedziela, 25 września 2011

Doniesienia z frontu

Znów dopadła mnie rzeczywistość, ale kto jak kto - z rzeczywistością potrafię walczyć jak mało kto ;)
A oto, co zdarzyło się przez ostatnie dni:


 - Torys, pieszczotliwie zwany Ryśkiem, podbił serca całej rodziny i dziś bryluje jako najmłodszy wnuk :)
Po trzech tygodniach z nami zmienił się - już czujemy, że mamy w domu szczeniaka. Rysiek stał się radosny, rozkoszny. Lubi się bawić, przytulać i spać. Tylko, kiedy wyganiamy go z łóżka robi smutne oczy, ale to tylko taka gierka. Co rano - o 7, jak w zegarku - wskakuje nam pod kołdry i całuje na powitanie :)

- Niestety, bardzo szybko okazało się, że Rysiek jest poważnie chory - cierpi na zewnątrzwydzielniczą niewydolność trzustki. W praktyce oznacza to, że zupełnie nie trawi tłuszczów, co więcej - sprawiają, że pies się odwadnia, ale też nie absorbuje z pokarmu innych substancji odżywczych.
To tłumaczy jego nienaturalną chudość - psu sterczą żebra i wszystkie kości. Wściekam się, gdy ludzie na ulicy z oburzeniem wymawiają nam, że wygląda jak szkielet i na pewno go głodzimy, choć zanim nie wzięliśmy Torysa nie miałam pojęcia, że psa do takiego stanu może doprowadzić co innego niż głód.
Mówi się, że to choroba, przy której psy zdychają z głodu obok pełnej miski. :(

Ale my nie damy Ryśkowi chorować. Walczymy o każdy jego kilogram :) Podjęliśmy dość drogie, ale chyba skuteczne leczenie - Torys do końca życia będzie przyjmował leki - enzymy, które za niego strawią jedzenie i probiotyki, mające zastąpić florę bakteryjną jelit, a w razie potrzeby antybiotyki w podskórnych zastrzykach.



Jest też na specjalnej diecie - wyłącznie chude mięso i ryż. Żadnych suchych karm, żadnego dokarmiania. Minęły trzy tygodnie, Torys nie przytył, ale poweselał, wzmocniła mu się sierść i rozwinęła masa mięśniowa :) Czyli jest lepiej. Teraz kiedy wiem, że możemy mu pomóc, jeszcze bardziej się cieszę, ze nas wybrał  :-D

- Ostatnio dużo czasu spędzam przy garach, więc wpadłam na pomysł, żeby wzbogacić bloga o wątek kulinarny. Co wy na to? :)


- Kosmetycznie - rozwojowo. Mam dużo zużyć, dużo recenzji  i pomysłów na makijaże w zanadrzu :) Projekt "nie kupuje nic z kolorówki do końca roku" ma się świetnie - nadal udało mi się nic nie kupić. Nie ukrywam, że pomogły mi w tym wymianki z Myszką i moją mamą :) Ale i tak projekt idzie w dobrym kierunku - dzięki niemu mam okazję uważniej przyjrzeć się temu, co mam w kosmetyczne i wymyślać alternatywne sposoby użycia nielubianych kosmetyków. Teraz, kiedy wiem, że jeszcze przez trzy miesiące nic nowego nie kupię i muszę sobie radzić z tym co mam (spokojnie, jest tego naprawdę dużo), dwa razy się zastanowię, zanim coś wyrzucę ;-)

- Trochę osłabła moja miłość do Sleek'a. Główny zarzut mam do ... wydajności cieni. Nie oczekuję, że starczą mi na lata, ale jeśli kolor kończy się po 15 dniach używania, to chyba coś jest nie tak... Za to chyba przez to "niczegoniekupowanie" trochę mi odbiło i zaczęłam nakręcać się na MAC'a. Ciekawe, czy to potrzeba malutkiego luksusu i magia działających na wyobraźnię nazw odcieni, czy też może naprawdę przestawić się na kosmetyki profesjonalne?.....

3 komentarze:

  1. śliczny piesek
    trzymam za niego kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piesek śliczny, ja tez trzymam kciuki, życzę żeby wszystko poszło dobrze, ale to świetnie ze juz jest lepiej:)!

    Ja chętnie poczytam coś kulinarnego:) Uwielbiam piec!

    A co do wydajności Sleeka to w sumie się zgadzam, mimo że cieni mam trochę to mam wrażenie że w niektórych jasnych odcieniach juz dobiłam do połowy;]. MAC drogi ale moim zdaniem rewelacyjny (mimo, że nie mam jakiejs ogromnej ilosci kosmetyków z MACa).

    OdpowiedzUsuń