niedziela, 26 czerwca 2011

Pożegnanie z bronią

Dziś ostatni dzień moich wakacji. Koniec błogiego lenistwa pod skrzydłami rodziców. Jutro wracam do Warszawy. Koniec wakacji oznacza też koniec smarowania się kosmetykami mamy. Niektóre z nich udało mi się wydębić. Resztę wciąż będę podkradać na gościnnych występach :-D

Flagowy zestaw Avonu - mgiełka do ciała i krem do rąk. Zapach - lawenda i rumianek - obłędny. Nic mi się tak bardzo nie kojarzy z urlopem na wsi, jak właśnie on.
Kiedy byłam nastolatką, wyczytałam gdzieś, że inteligentne kobiety pachną lawendą. Potrafiłam wtedy wykupić cały zapas mini wody toaletowej o tym zapachu w Sephorze na Marszałkowskiej ;-)
Teraz musi wystarczyć mi to. Woda jak woda - lekko chłodzi, przyjemnie odświeża. Krem dobrze nawilża i szybko się wchłania. Jestem mądrą dziewczynką - czasem używam go zamiast balsamu do ciała ;-)

Odżywka do włosów z Oriflame. W sprayu, na noc. Ja uwielbiam, mama niekoniecznie. Odżywka nabłyszcza i natłuszcza. Rano po myciu, faktycznie łatwiej rozczesać włosy. Bardziej spektakularnych efektów nie zauważyłam. Już samo obciążenie włosów tuż po aplikacji produktu robi wrażenie. Do stolicy nie zabiorę, bo wolałabym, aby TŻ nie widział mnie w wersji "zmokła kura" ;-)
Redness solutions - zielonkawa baza pod podkład o działaniu terapeutycznym. Jak dla mnie - perełka Clinique. Kupiłam dla mamy w tegorocznym prezencie gwiazdkowym. Rodzicielka również zachwycona efektami - oddała mi swoją pokaźną kolekcję baz i nie chce słyszeć o żadnej innej.
Baza jest lekka, dobrze się wchłania. Zielonkawy kolor maskuje zaczerwienienia. Efekty pielęgnacyjne również widoczne - baza wybiela, nawilża, a u mnie przyspiesza również gojenie wyprysków oraz lekko złuszcza. Też chcę! Ale mama nie odda ;-)
A to pierwsza z wydębionych rzeczy - avonowskie serum do szyi i dekoltu. Nie wiem czy działa, ale mam obsesję na punkcie swojej szyi i jestem w stanie aplikować na nią wszystko (serio, serio), co tylko pozwoliłoby jej jak najdłużej zachować gładkość i młody wygląd.
Serum całe szczęście jest przyjemne - nie lepi się, nie śmierdzi i szybko się wchłania. Mam nadzieję, że również działa ;-)
Kolejne serum z Avon'u, które właśnie zmieniło właścicielkę. To ma za zadanie rozświetlać skórę. I już dziś, mogę powiedzieć, że działa. Cera robi się gładsza, jaśniejsza. Pory mniej widoczne. Bardzo podoba mi się ten efekt. I to, że kosmetyk wchłania się ładnie i szybko, tak że od razu można nakładać krem i nic się nie roluje. Będą kolejne opakowania :-)











Na wynos dostałam również resztkę kremu na dzień z filtrem 15. Również z Avon'u. Zostało go już niewiele, więc sprawdzę, skończę i dopiero wtedy wystawię recenzję :-D

Wy też sępicie kosmetyki od waszych mam?



4 komentarze:

  1. No jasne :D
    A teraz znowu pomieszkam z mamą więc będę miała 24godzinny dostęp do jej zbiorów ;)
    A przy okazji może pomoże mi zużyć to co mnie nie podpasowało ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG, OMG, OMG what a great blog darling! Your are so beautiful! I follow you now with my bloglovin, and mybe you follow me back? that waer so nice!!! here my blog http://thebeadayse.blogspot.com/ and my bloglovin http://www.bloglovin.com/de/blog/690588/ayse%27/ayse%27 :)))

    Lots of love <3

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja mam całkiem odwrotnie - kiedy mama przyjeżdża od razu zapuszcza żurawia do mojej kosmetyczki :) układ jest dobry, kiedy coś mi nie pasuje, ale kiedy pasuje jest już gorzej. wtedy lekarstwem są wspólne kosmetyczne łowy, które kończą się zazwyczaj nowościami w kosmetyczce i oddaniem mamie wypróbowanej już rzeczy :)

    OdpowiedzUsuń