czwartek, 11 sierpnia 2011

Lessie, wróć!

Marne zdjęcia, bo zrobione kilka tygodni temu, kiedy jeszcze nie bardzo radziłam sobie z moim aparatem.
Mają jednak pewien plus - przedstawiają puder, którego dziś nie byłabym w stanie wam pokazać; skończył się.

Nie często wracam do kosmetyków - zwłaszcza kolorowych, ale to już trzecie (a może nawet czwarte) pudełko tego pudru, jakie zużyłam.
Na kosmetyki Bourjois chorowałam w dzieciństwie. Czarowały mnie te małe okrągłe kolorowe pudełeczka ze złotym guziczkiem, połyskująca faktura wypiekanych cieni, pastelowe opakowania szminek i cukierkowe kolory błyszczyków. Jednak zetknięcie z nimi - pierwszy błyszczyk Bourjois dostałam od mamy, gdy byłam w drugiej klasie liceum -rozczarowało. Jeszcze długo karmiłam się złudzeniami, ale pozostawał niedosyt.

Niemniej jednak ten puder jest najlepszym, jaki miałam.

Właśnie skończyłam pudełko z kolorkiem Miel dore - lekko złotawy, ciepły, naturalny. Mimo codziennego stosowania służył mi dzielnie przez rok. Kosztuje nieco ponad 50 zł (zależy od sklepu), ale jego cudowny pudrowo-różany zapach, idealnie gładka konsystencja, brak kruszenia się i marnowania produktu pod koniec użytkowania, idealne krycie i matowienie bez efektu maski usprawiedliwiałyby nawet wyższą.

W zapasie mam już kolejne opakowanie - tym razem z najjaśniejszym, niemal porcelanowym kolorkiem. Mam zamiar używać go od października :)

1 komentarz:

  1. tego pudru jeszcze nie próbowałam - polecam za to eclat mineral :) minusem w nim są małe, złote drobinki "rozświetlające", ale jeśli komuś to nie przeszkadza to naprawdę dobry puder.

    lubię go również za zapach. ale reszta kosmetyków bourjois jakie miałam... porażka. wszystko rozdałam. najbardziej rozczarowały mnie róże do policzków - koszmarnie wydajne kamienie, z których ciężko wydobyć kolor. na szczęście wszystko (oprócz eclat mineral) poszło w świat :)

    OdpowiedzUsuń