Mój TŻ próbuje mnie ostatnio odchamiać i pokazuje filmy, które powinnam obejrzeć. Wszystko to podobno klasyka, ale gdy wymienia tytuły robię wielkie oczy.
Z osiągnięciami kinematografii jestem zdecydowanie do tyłu. Dużo czytam, filmy często mnie nużą. Całe szczęście mój TŻ ma dobry gust i niemal wszystko, co mi pokazuje, podoba mi się.
Ostatnio przerabiamy Lyncha. Widziałam już "Dzikość serca" (niedługo makijaż inspirowany tym filmem) oraz "Blue Velvet". Ten ostatni i Isabella Rossellini są inspiracją dla tego makijażu :-D
Wykonałam go przy użyciu cieni z koszmarnej paletki 5in1 Sephora.
Pierwsze dwa zdjęcia zostały zrobione w sztucznym łazienkowym świetle. Kolejne w dziennym, choć wieczornym ;-)
Na przypudrowanej powiece zamiast bazy (której nadal nie posiadam) roztarłam białą perłową kredkę Golden Rose.
Na środkową część górnej powieki nałożyłam palcem brokatowy cień w kolorze morskiego niebieskiego. Palcem - bo inaczej się nie da. Ten cholerny brokat sypie się koszmarnie - na kolejnych zdjęciach widać, że mam go wszędzie, tylko nie na powiekach.
Cień wklepywałam aż do załamania powieki. Wewnętrzny i zewnętrzny kącik oka zostawiłam "gołe".
W zewnętrznym kąciku nałożyłam kuliście zakończonym pędzelkiem matowy granatowy cień. Roztarłam go tak, by zaznaczył załamanie powieki i wymodelował zewnętrzną krawędź. Użyłam go naprawdę niewiele.
Wytarłam pędzelek w dżinsy i w wewnętrznym kąciku nałożyłam bardzo jasny srebrny cień. Dobrze go roztarłam, tak by w załamaniu powieki połączył się z granatem.
Dużym płaskim pędzelkiem roztarłam nieco granat, tak żeby skorygować kształt powieki i nałożyłam nim pod łukiem brwiowym biały cień opalizujący na niebiesko.
Zapaliłam papierosa, wzięłam łyk zimnej kawy i przystąpiłam do najtrudniejszego zadania. Kulistym pędzelkiem nabrałam odrobinkę czarnego cienia ze srebrnym brokatem. Po chwili namysłu zaczęłam energicznie potrząsać pędzelkiem w celu usunięcia brokatu.
Pędzelek się rozpadł, ale udało mi się nie tylko osadzić końcówkę na trzonku, ale i zaaplikować czerń.
W zewnętrznym dolnym kąciku narysowałam cienką i krótką kreską kredką w kolorze denimu. Pokryłam ją odrobiną granatowego cienie. Na wewnętrzną część dolnej powieki nałożyłam cielisty beż.
Niestety zapomniałam wytrzeć pędzelka i wyszło niebiesko.
Wnętrze oka wybieliłam kredką Sephora, a po kwadransie dłubania w skamieniałym żelowym eyelinerze Inglota udało mi się nim namalować czarną kreskę na górnej powiece.
Na koniec wytuszowałam rzęsy czarną maskarą Rimmel. Udało mi się nie wyjąć oka szczoteczką.
Oto efekt. Sztuka wymaga poświęceń, ale wydaje mi się, że było warto.
Zdjęcia tradycyjnie z ręki i bez retuszu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz