czwartek, 14 lipca 2011

śliwa


Dziś dla odmiany oczko w typie, którego TŻ (i pewno większość facetów) nie trawi.
Na własny użytek makijaż ten nazwałam śliwą, bo kiedy pokazałam się w nim, moje kochanie zapytało: "Koteczku! Kto ci to zrobił?!".
Podoba się czy nie, efekt piorunujący.
Ponownie sięgnęłam po paletkę Monaco.

Tradycyjnie dla mnie zaczęłam od rozświetlenia łuku brwiowego - roztarłam tam cień Bamboo. Ten sam kolor pacnęłam w wewnętrznym kąciku oka.
Na całą ruchową powiekę nałożyłam matowy wiśniowy burgund Moors Treasure, a w załamaniu powieki fuksjową Magenta Madness. Nad tym ostatnim kolorem musiałam trochę popracować - nie chciałam plamy koloru, ale mgiełki, jednocześnie nie tracąc nasycenia barwy. Trudna sprawa, ale udało się.

Do wnętrza oka dałam matową białą kredkę Sephora. Taki makijaż ni znosi kompromisów, więc linia wodna musi być biała.

Na dolnej powiece przy pomocy sleekowego aplikatora narysowałam kreskę granatowym cieniem Midnight Garden, zaś na górnej cienką linię brązowym żelowym eyelinerem z magnetycznej paletki Sephora.
Na koniec tylko czarna maskara i gotowe :)

Całość może i jest kontrowersyjna, ale moim zdaniem takie kolory świetnie podbijają niebieską tęczówkę :-) ;-)

3 komentarze: