Chciałam zrobić kolejny tropikalny makijaż - w ramach walki ze sleekowym uzależnieniem - z użyciem resztki palety Copacabana od Isa Dory.
Niestety, na dobrych chęciach się skończyło.
Czwórka Copacabana w mojej kosmetyczce jest od... 6 lat :) a właściwie była, bo dziś dokonała żywota i została wpisana na listę Denko Prożekt.
Mój i jej pech.
W skład paletki wchodził satynowy lekko opalizujący na stare złoto róż, perłowa limonka, pomarańczowo-złoty oraz perłowy ciemny turkus wpadający w indygo. Wszystkie cienie były półtransparentne, soczyste,... nietrwałe i sypały się jak cholera.
Paletka wykazywała się również wyjątkową podatnością na wypadki. Przez te 6 lat więcej tych cieni zmarnowało się i wpadło z kasetki, niż ich zużyłam. Najbardziej odporny był róż - oczywiście do czasu...
Tak paletka wyglądała jeszcze kwadrans temu, kiedy coś mnie tchnęło, by ją uwiecznić (w sieci nie ma zdjęć tego zestawu). Chwilę później, resztka turkusu pod delikatnym (serio!) dotknięciem miękkiego pędzla skruszyła się i upaćkała mi jeansy :-/
Tak był koniec Copacabany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz