Nie mam zamiaru sztywno trzymać się metryczek z opakowań kosmetyków i tym samym wrzucić wszystkie "unter 20" czy odmawiać sobie podkradania kremów mamy z póki +50.
I tak w zeszlym roku, mając za sobą ćwierć wieku, zakupilam krem tonujący z serii Under Twenty. Od razu mszę przyznać, że kupilam go z myślą o treningach aikido, na które wówczas biegalam.
To produkt dwa w jednym - krem nawilżający plus puder antybakteryjny. Ideal dla dziewczyny, która na treningu chce wyglądać ladnie.
Krem ma kolor delikatnie opalonej jasnej skóry - dla mnie idealny na wiosnę i wczesne lato. Ma lekkie krycie - tuszuje zaczerwienienia, ale nie piegi. Nic więc dziwnego, że tak chętnie wrócialam do niego tej wiosny.
Choć jest to krem nawilżający, ja stosowalam go na inny krem i przypudrowywalam.
Już tego nie robię. Przestalam w momencie, kiedy zobaczylam zdjęcia makijaży, które chcialam tu wrzucić. Cóż, jednak chyba jestem już za dużą dziewczynką, by stawiać na aż tak naturalny efekt. Moja skóra potrzebuje już bogatszych kosmetyków i większego krycia. Przynajmniej do zdjęć ;-)
Kremu tonującego Under Twenty zostao mi okolo dwóch-trzech porcji. Mam pomysl na ich zastosowanie - szyja. Nie znoszę efektu "glowy z innego kompletu", a krem tonujący ze względu na lekka i gadką konsystencję powinien bezboleśnie zalatwiać problem niedomalowanej szyi :-)
PS. Nie mam trądziku, ale moich drobnych niedoskonalości kremo-puder nie leczyl.
lovely!
OdpowiedzUsuń